W związku z tym, że jeszcze trochę czasu zostało do mojej wyprowadzki, kolejne wpisy są raczej ogólnikowe, a nie bezpośrednio związane z mieszkaniem. Życiem ze mną. A to cholernie ciężki orzech do zgryzienia. Każdy już dawno połamałby zęby na mojej skorupie, ale M. dzielnie brnie do przodu. Nie mówię, że nie było źle. Wiele razy już następował koniec, ale jakoś wtedy potrafiłam znaleźć w sobie siłę, żeby jednak nie zostać samej, zatrzymać, zapewnić.Bo ja chcę kochać i być kochaną. Chcę podarować gwiazdkę z nieba, ale sama też chcę ją otrzymać. I co najważniejsze, potrafić się z niej cieszyć!
Dzisiaj wpadłam na III częściowy artykuł o tym, jak rozmawiać z dorosłym dzieckiem alkoholika. Tekst skierowany do partnerów DDA, mający na celu pomoc w ulepszaniu związku. Cóż, każdy jest inny, każdy inaczej widzi świat - dlatego chciałabym odnieść się do tego, co przeczytałam. Ja, jako właśnie ta druga strona. Oczywiście, nie wszyscy muszą się z tym zgadzać. Nie jesteśmy tacy sami przecież...
No to jedziemy:
1. Pozbądź się ze swojego słownika „oskarżycielskich” słów i staraj się odpowiednio dobierać słowa, które wypowiadasz.Innymi słowy, nie wzbudzaj poczucia winy. Jeśli chodzi o mnie, podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami, jakie posiadam. Każda kolejna kłótnia i słuchanie, że tyle obiecywałaś a nic nie zmieniłaś, kiedy jeszcze dzień wcześniej słyszałam pochwałę, rozmawialiśmy o tym, że coś jednak jest lepiej między nami, sprowadza mnie do poziomu zerowego. Momentalnie przestaję wierzyć, że coś znaczę. Jestem beznadziejna, bo znowu zawiodłam. Znowu, mała pierdółka spowodowała wybuch i wyliczanie moich błędów. A ja nie potrafię się bronić. Gdzieś tam, w głębi mnie odzywa się głosik, który mówi, że nie jestem zła, że powinnam się postawić, ale nie potrafię. Nie umiem. Nie chcę?
Nienawidzę kłótni. Czuję się przez nie, jak śmieć. Jak nic niewarte ścierwo, które można zgnieść, pomiętosić i wyrzucić niedbale. Być może jest to spowodowane tym, że co wieczór w domu była kłótnia? Że rodzice upijali się, a potem wymieniali "ciepłymi" słówkami?
Tak jak w artykule - nie mówię, że opowiadanie o swoich uczuciach jest złe. Bez tego nikt nie ruszy się z miejsca. Można przecież powiedzieć o tym spokojnym głosem, a nie zaraz obrażać się, fochać, a na końcu wygarnąć wszystko...
2. Nie odpłacaj pięknym za nadobne.Żeby było komicznie, w sumie to właśnie ja stosuję tę metodę, choć w trochę zmodyfikowany sposób. Kiedy ktoś jest dla mnie niemiły, zachowuje się dla mnie przykro, nie robię tego samego, a przedstawiam to werbalnie. Przykład: kiedy ktoś odpowiada po chamsku na moją prośbę, nie robię tego samego a informuję jak Ty byś się poczuł/a na moim miejscu? Nie dziw się proszę, że jest mi smutno.
Czy dobrze robię? Tego nie wiem. Intencją w każdym razie jest to, żeby druga strona mnie zrozumiała...
3. Pokaż partnerowi, że zasługuje na szczęście, miłość i zabawę.
O tak! Idealnie, w samą 10!
Nie potrafię się bawić. Ani cieszyć, jak normalny człowiek. Kiedy udało nam się z M. znaleźć tanią kawalerkę, ładną do tego, zamiast skakać z radości do nieba, miałam tysiące wątpliwości. Nie potrafiłam zaśpiewać ze szczęścia, mówiłam tylko z lekkim uśmiechem tak, cieszę się. Naprawdę się cieszyłam, ale nie potrafiłam tego okazać. Zresztą, podświadomie uważałam, że nie zasługuję na szczęście i zaraz coś się spieprzy.
Co do zabaw - nie potrafię. No, nie potrafię. Nie zaśpiewam z Tobą, nie pogram z Tobą w kalambury, nie mówiąc już o innych rozrywkach. Do pubu nie pójdę na bilard, bo wstyd (jak i w poprzednich punktach), na basen też nie, bo wstyd się pokazać w stroju. Nie mówiąc już o fakcie, że nie umiem pływać - a to wstyd przecież. I ludzie będą się śmiać.
Chciałabym się nauczyć tej spontaniczności, a nie chłodnego analizowania każdego kroku. Bo to tylko zabiera mi uroki życia...
4. Psycholog, terapeuta dla każdego.
Tu chyba niewiele trzeba mówić. Poza tym, ze bardzo chętnie poszłabym z M. na terapię wspólną. Żebym ja mogła zrozumieć zachowania drugiej strony, jak i odwrotnie...
5. Pamiętaj, że żadne z Was nie jest odosobnione.
No dobrze. Ja o tym wiem i co dalej? Podobno to już dużo...
6. Zrozum swój lęk, daj zrozumieć go partnerowi.
Jasne, przysięgam, że uwielbiam rozmawiać. Uważam, że w ten sposób można wiele rzeczy wyjaśnić. Ale dokładnie tak jak Pani Autorka artykułu podkreślam, proszę, bez oskarżycielskiego tonu! Pozwól mi zrozumieć, co czujesz, a jeśli czegoś nie będę wiedziała, wyjaśnij mi...
7. Pokazuj, że nie wszystko musi się udawać za pierwszym razem.
No tak. Każdy o tym wie. Ja też to wiem, ale to nie zmienia faktu, że z każdą porażką, coraz bardziej przestaję w siebie wierzyć. Bo przecież się nie udało. A to jest (dla mnie) równoznaczne z tym, że nie nadaję się do niczego. Tak, jasne. Nie w jeden dzień Kraków zbudowano, ale ja muszę! A przynajmniej mam takie dziwne przekonanie. Skoro za pierwszym razem się nie udało, za drugim nie będzie lepiej.
Tak, to chore, wiem. Ale moje poczucie własnej wartości i samoocena są takie niskie, że każdy kolejny patyczek, drzazga na drodze jest dla mnie niczym kłoda rzucona pod nogi. Pięknie zostało to ujęte w artykule: Najmniejsza porażka przytłacza największy sukces.To nic, że miałam 3 miejsce w konkursie piosenki obcojęzycznej w szkole. To nic, że bardzo dobrze znam angielski. To nic, że tworzę śliczne ilustracje na komputerze. Przesoliłam dzisiaj jajecznicę, jestem beznadziejna...
8. Zostań pozytywnym autorytetem.
Mam tutaj na myśli pokazywanie dziecku alkoholika tego, w jaki sposób można żyć inaczej. Bez ciągłego obwiniania siebie za wszystko. Bez lęku, żalu, smutku. Bez ciągłej potrzeby kontrolowania wszystkiego dookoła. - nic dodać, nic ująć. Obwiniam się za wszystko. Boję się wielu rzeczy. Niech mi ktoś pokaże, jak żyć inaczej, proszę!
9. Bądź partnerem, a nie rodzicem.
To jest istotny punkt. I chyba muszę podsunąć go M. Zwłaszcza fragment o karaniu. Właśnie w ten sposób jestem traktowana... I po przeczytaniu tego tekstu stwierdzam, że chyba właśnie to przeszkadza mi najbardziej w moim związku (o czym nie potrafię powiedzieć głośno, żeby nie wywołać kolejnej kłótni). To karanie za złe zachowanie. Nie mówię, że nie muszę odpokutować, ale wtedy czuję się jak dziecko. Nie posprzątałaś w pokoju, jak mówiłaś, więc przez tydzień nie dostaniesz cukierka.
Chcę się czuć równa z partnerem, ale w takiej sytuacji to ciężkie. Bo znowu wracam wtedy do pozycji dziecka, które przeprasza za siebie, swoje błędy, w ogóle za to, że żyje i dzielnie znosi karę. Bo przecież na to zasłużyłam.
Nie, nie mam zapędów sado-maso.
Długi post z tego wyszedł. Ciekawe ile dzielnych czytelników się znajdzie, którzy dobrną do końca.
I kolejny raz zaznaczam. Ciężkie jest życie z DDA... Ale wszystko można zmienić, związek można naprawić. Tylko obie strony tego muszą chcieć.
A ja chcę!
A to linki do tekstu na DzieciAlkoholików.pl:
Mój partner DDA - jak z nim rozmawiać ? Jak rozmawiać z DDA?
Cz. I
Cz. II
Cz. III